Głowa dinozaura i meteoryt w pokoju... cz. 3

ImageW trzeciej, ostatniej już części rozmowy,  Phil Mickelson opowiada o swojej sytuacji ekonomicznej, ucieczkach na pole w czasach dzieciństwa i o tym, dlaczego z kupnem prywatnego samolotu czekał aż 10 lat.

GD: W jaki sposób obecna sytuacja ekonomiczna wpłynęła na Twoje życie?

PM: Każdy odczuwa jej skutki. Jednak  w dobie upadania  wszelkich własności,  człowiek stawia na pierwszym miejscu pracę . Nie dom, lecz właśnie pracę. Bez niej nie dałoby się  zapłacić za rachunki. Na szczęście mam pewną robotę , bynajmniej na razie. Jestem bezterminowo zwolniony, kiedy jestem w trasie. Tournee, które jest tak samo  ciężkie jak obecne czasy, obejmuje liczne kontrakty, które w chwili obecnej są  unieważnione. To samo można powiedzieć o moich relacjach biznesowych z firmami odnoszącymi sukcesy na szczeblu ogólnoświatowym.

GD: Niedawno kupiłeś nowy prywatny samolot, by  zastąpić nim swój poprzedni, ale już wysłużony model. Delektujesz się smakiem drogiego wina, a służba  czekająca na twój znak, z przyjemnością wita Cię w drzwiach. Można by było rzec, że zadowalasz się wydawaniem pieniędzy bardziej niż większość golfistów?

PM: Opowiem pewną historię. Kiedy pierwszy raz wziąłem udział w tournee, pewien bardzo mądry człowiek, Steve Taylor,  udzielił mi kilka wspaniałych rad. Rozmawiałem z nim o moich planach kupna samolotu. Miałem wówczas dwadzieścia kilka lat. Powiedział mi wtedy: „Dobra, chcesz mieć samolot za milion dolarów, ale tak naprawdę  będzie on warty tylko 10 dolców”. Zapytałem go, co miał na myśli. Odpowiedział: „Jeśli odłożysz ten milion, lokując go na koncie w banku, prędzej czy później zamieni  się w 10 milionów, więc ważne jest, abyś przez 10 lat pozwolił swoim pieniądzom pracować dla Ciebie.” Posłuchałem tej rady, a następna jaką otrzymałem, to tak zwana „zasada trzech części”. Steve powiedział mi wówczas: „Wydawaj zawsze jedną część z twoich oszczędności. Jaki jest sens posiadania kasy, jeśli jej nie roztrwaniasz. Potem odłóż drugą część na  bezpieczne inwestycje, a pozostałą na inwestycje wyższego ryzyka oraz na sprzęt z wyższej półki.”  Wstrzymałem się więc z kupnem samolotu na jakiś czas i tym samym byłem w stanie zapewnić byt mojej rodzinie.  

GD: Jako dziecko marzyłeś raczej tylko  o zajęciu miejsca na pokładzie samolotu aniżeli posiadaniu swojego własnego  samolotu, prawda ?

PM: Mój ojciec był pilotem prywatnej linii lotniczej. Musiał wcześniej odejść na emeryturę z powodu cukrzycy. Ale był na tyle obrotny, by zapewnić całej naszej rodzinie bilety gwarantujące  darmowe przeloty. Gdy osiągnąłem pełnoletność, zacząłem latać na turnieje. Używałem właśnie tych biletów. Szkopuł polegał na tym ,że zawsze mogło mnie spotkać spore rozczarowanie. Jeżeli zadzwoniłem wcześniej, by sprawdzić czy dany lot jest czynny to równie dobrze mogło się okazać, że ten lot może zostać zawieszony  jeszcze przed moim przybyciem na lotnisko. Jeżeli lot został wcześniej odwołany z powodu pogody itp., cały tłum ludzi mógł zgłosić się na przelot, na którym mi zależało i zostawałem w ten sposób na lodzie. Spędziłem wiele nocy śpiąc w centrach takich miast jak Detroit, Minneapolis czy Memphis. Na lotnisku w Memphis cieszyłem się dużym poważaniem.

GD: Więc nie można Cię postrzegać jako człowieka urodzonego pod szczęśliwą gwiazdą?

PM: Dokładnie tak. Moja mama musiała pracować na dwa etaty, aby móc finansować moją  karierę juniorską. Zostawałem w prywatnym mieszkaniu, gdy tylko było to możliwe. Powiedziała, że rozumie ile mnie kosztuje gra w ciągu lata. A było to coś około 5 tysięcy dolarów. To dużo pieniędzy. Jako ośmiolatek  pracowałem na golfowym polu ćwiczebnym. Byłem od podnoszenia piłek. Golf był wtedy zbyt drogą dyscypliną, ale z racji tego, że pracowałem na polu golfowym, mogłem trenować za darmo. Więc nie byłem dzieciakiem uczęszczającym do kompleksów sportowych, ale tak świetnie się bawiłem. Muszę przyznać, że doceniam wszystko to , co teraz posiadam. Wierz mi.

GD: Czy to prawda, że pewnego razu uciekłeś z domu w czasie Święta Dziękczynienia?

PM: To dwie całkiem inne historie. Pierwsza z nich brzmi następująco: miałem trzy i pół roku i błagałem mojego tatę, abyśmy pograli razem w golfa. Uważał, że jestem jeszcze na to zbyt młody. Zapakowałem  więc do walizki mojego pluszowego futrzaka Flopsy’ego oraz paczkę piłek. Jeszcze  tylko zawiesiłem torbę z kijami na ramię i uciekłem. Zapytałem sąsiadkę o drogę do pola golfowego . Wiedziała, że coś jest na rzeczy. Powiedziała mi, żebym skręcił 4 razy w lewo. Tak zrobiłem. A kiedy ujrzałem mój dom, rodzice już na mnie czekali.

GD: A jak to było właśnie  w przypadku Święta Dziękczynienia?

PM: Moi rodzice mieli bzika na punkcie edukowania się oraz wartości rodziny, a golf w ich mniemaniu miał być jedynie nagrodą, a nie czymś do czego mam zawsze prawo. To pamiętne Święto Dziękczynienia miało miejsce 24 lata temu. Powiedziano mi wówczas, że mógłbym poświęcić ten dzień rodzinie, a nie grze. Ale tak się złożyło, że nie zasiedliśmy rano do stołu, by zajadać  się indykiem, więc zadzwoniłem do mojego sąsiada Chrisa Petersa. Zapłaciłem mu 5 dolców, żeby zabrał mnie na pole. Nie umiałem jeszcze jeździć, lecz on tak. Zapłaciłem mu także za podróż powrotną, gdyż miałem przeczucie, że będę przez niego kryty, jeśli wiesz, co mam na myśli. Więc dołączyłem do kilku gości i rozegrałem z nimi  może trzy dołki.  Wtedy spojrzałem i ujrzałem moich rodziców. „Panowie, czas już iść.”  Byli wściekli. Ale w czasie powrotu do domu przypomniałem sobie stare powiedzenie jednego z najwybitniejszych golfistów w historii,  Bena  Hogana: „Każdy dzień przerwy w treningu to jeden krok wstecz od tego, by zostać dobrym.”  Powiedziałem im: „Skoro nie chcecie zabierać mnie na pole, sam będę musiał znaleźć sposób, by się tam dostać”.  Moi rodzice popatrzyli na siebie. Nic na to nie odpowiedzieli.

GD: Jak zapobiegasz zepsuciu moralnemu Twoich dzieci?

PM: Nie  jestem pewien, czy ja i moja żona Amy  dajemy sobie  z tym radę, ale jesteśmy świadomi, że to jest ważna sprawa. Staramy się więc ją stawiać na pierwszym miejscu. Ale tak Amy wykonała wspaniałą pracę. Gdy na przykład  jesteśmy w Chinach, Amy nie tylko zabiera nasze dzieci do przecudownych miejsc, ale pokazuje im  także obszary, na których występuje bieda. Myślę, że dzieci to rozumieją.    

 GD: W jaki inny sposób spędzasz czas ze swoimi dziećmi, skoro nigdy nie ujrzą wnętrza lotniska?

PM: W San Diego prowadzimy program zwany „Start Smart”. Co roku przyprowadzamy 1500 dzieci do supermarketów sieci Wal-Mart i zapewniamy im po 6 nowych par spodni i  koszul, a także po 2 pary butów oraz skarpet. Dostarczamy im tez wszystkie potrzebne artykuły szkolne. Więc dzieci czują się zadowolone z faktu ,że rozpoczynają naukę w szkole ze sprzętem, na który nie byłyby  w stanie sobie pozwolić. I nasze dzieci są właśnie tu . Również one pomagają.

GD: Czy twoje dzieci wiedzą ,że jesteś sławny?

PM: Troszeczkę, ale nie całkiem. Raz na jakiś czas przybiegają do mnie i krzyczą: „Tato, tato, jesteś w telewizji !”.

GD: Jak brzmiałaby twoja odpowiedź, gdyby ktoś teraz  zaproponował Ci  grę w golfa, a później zasugerowałby Ci  zostanie filantropem ?

PM: Jeśli teraz nadarzyłaby się okazja, by komuś pomóc, skorzystałbym z niej. Później mogę już nie mieć takiej szansy. Ja i Amy  pracowaliśmy z przedsiębiorstwem naftowo-gazowym ExxonMobil, wspólnie zachęcając  dzieci do większej fascynacji nauką. Nie możemy zwlekać, bo jako kraj kształcimy 2 miliony mniej naukowców oraz inżynierów niż Chiny i Indie. Nasz kraj został wielki częściowo z powodu przełomów naukowych, rozwoju medycyny, a także budowie nowych obiektów. Jeżeli do tego nie powrócimy to za 15 lat pozycja naszego państwa jako supermocarstwa będzie zagrożona. Dlatego musimy zacząć dzisiaj.

GD: Pracujesz także z siłami wojskowymi.

PM: Planujemy organizację 3-dniowej imprezy z udziałem gwiazdy muzyki pop Justina Timberlake’a. Będzie miała miejsce prawdopodobnie na terenie wielkiego kompleksu torów golfowych w Scottsdale (stan Arizona). Byłoby to połączenie zawodów golfowych z koncertem. Sześć wojskowych organizacji dobroczynnych jest wspieranych finansowo dzięki wpływom z działalności kompleksu. Przyznam, że jestem bardzo związany z dwoma z nich. Mianowicie z organizacją Homes for Our Troops, która modyfikuje domy dla żołnierzy, którzy powrócili ranni z wojny, a także z organizacją Special Organization Warrior Foundation, która ma do czynienia z dziećmi, które straciły rodziców w czasie pobytu w college’u.  

GD: Czy wprowadzanie tych nowatorskich pomysłów nie przeszkadza Ci w skupieniu się na  grze w golfa? Czy nie bywasz może zbytnio zamyślony w czasie pobytu na torze?

PM: Myślę, że te pomysły są wspaniałe, jeśli chodzi o moją grę w golfa, to coś w rodzaju odskoczni. Kiedy gram cały czas w golfa, nie mogę doczekać się chwili, kiedy przestanę grać. Ale kiedy nie gram, z niecierpliwością czekam na moment powrotu do gry.

GD: Nie lepiej byłoby, gdybyś po prostu wykupił koncesję na budowę twojej ulubionej restauracji  fast food tj.   In-N-Out ?

PM: Nie myśl, że nie próbowałem. Próbowałem 5 lat temu. Ale wszystkie punkty zostały przejęte przez rodzinę.  In-N-Out tworzy 8 punktów miesięcznie. Postawiłbym jeden punkt na moim podwórku, gdybym go wykupił. Tak się składa  , że do najbliższego punktu  mam około 25 minut drogi.

GD: Więc dużo czasu pewnie upływa, zanim w końcu zdecydujesz się iść tam na lunch?

PM: Oh, nie powiedziałbym tego.

 

tłum. Damian Ustjanowski

źródło: GolfDigest

Author Profile: Ewelina Murzicz

This author has published 655 articles so far. More info about the author is coming soon.
Laureat
Golf Fee Card
Logowanie