Golf i biznes - rozmowa z Gregiem Normanem

ImagePo prawie trzydziestu latach od tego zdarzenia Greg Norman wciąż nie rezygnuje z gry. Incydent miał miejsce w 1981 roku, podczas turnieju Atlanta Classic, na dołku 11 par 5, w klubie Atlanta Country Club. Po zagraniu 26-letniego Aussie’go, jako nowicjusz w American tour, uderzył piłkę w kierunku chorągiewki, chcąc posłać ją na green w dwóch uderzeniach. Wtedy jego wiele lat grający partner odwrócił się i powiedział: „Czemu nie wracasz do Australii? Nie jesteś na tyle dobry, żeby grać tutaj.” „Kiedy ludzie próbują zmieszać cię z błotem”, mówi Norman, nie podając imienia sprawcy, „Ty wciąż musisz w siebie wierzyć”. Dzięki tej żelaznej zasadzie – i dopingowi ze strony m.in. jego narzeczonej, legendy tenisa Chris Evert – Norman niemal zwyciężył w British Open 2008 na Royal Birkdale. Najstarszy w historii lider zawodów nie mógł znieść jego 2-uderzeniowej przewagi, ale niewątpliwie to on był najlepszy tego dnia. W tym miesiącu Norman powraca na miejsce swojej pierwszej głównej wygranej w 1986, aby wykonać kolejne zwycięskie uderzenie. Dogoniliśmy go, żeby porozmawiać o Turnberry, Tigerze i Chrissie i o tym, jak ten 54-latek starzeje się niczym butelka dobrego Greg Norman Estates Shiraz.

W zeszłym roku w Birkdale niemal udało ci się  zostać najstarszym zwycięzcą turnieju, w wieku 53 lat, zanim ostatecznie zakończyłeś rywalizację ex aequo na 3 miejscu. Ile nieprzespanych nocy spędziłeś na rozważaniach, co by było, gdyby jednak się to udało?

Człowiek nie powinien zaprzątać sobie głowy tym, co mogło się zdarzyć. Trzeba grać, jak się potrafi najlepiej i obserwować swoją pozycję na tablicy wyników. Poprzedni tydzień był wspaniały, ponieważ Chrissie oglądała moją grę. W niedzielę po prostu nie poszło mi tak, jak tego chciałem.

Kłopoty, z którymi borykałeś się jako lider po 54 dołkach są dobrze udokumentowane. W zeszłym roku miałeś 77 uderzeń, po znakomitym wyniku 72 uderzenia w sobotę, w ciężkich warunkach. Czy górę wzięły nerwy?

Gdy podchodziłem na pierwszy tee w niedzielę, czułem się świetnie, podobnie jak dzień wcześniej. Ale w golfie ważną rolę grają niuanse. Chybiłem kilka puttów i to mnie podłamało. Są dni, kiedy czujesz się świetnie i kończysz z 70 uderzeniami, ale są też dni, kiedy czujesz się gorzej, a notujesz 64 uderzenia. Taki jest golf.

Przed Masters szczerze powiedziałeś, że „prawdopodobnie” nie uda ci się wygrać i nie przeszedłeś cuta. Czy zdołasz wygrać w Turnberry?

[Dłuższa przerwa] Będę musiał poczekać i wtedy zobaczę, jak się będę czuł, dzień po dniu. Słuchaj, jestem realistą. Mam 54 lata, nie 34 czy 24. Szczęście gra dużą rolę w golfie. Ale ja chcę wygrać. Czy będę się cholernie starał? No raczej! Powiem jeszcze raz, golf to zabawna gra. Może cię to zaskoczy, ale lepiej szło mi w Auguście [w tym roku] niż w British Open 2008, gdzie mogłem wygrać. I jak to wytłumaczyć? Putty są celne, nie chybiają. Piłka wędruje dokładnie tam, gdzie chcesz. To właśnie detale składają się na dobre uderzenia.

Inaczej niż w Auguście, w Turnberry sprzyjało ci szczęście. W 1986 zagrałeś tam 63 uderzenia, co otworzyło ci drogę do wygrania twojego pierwszego turnieju klasy major.

A powinno było być 59 lub 60 uderzeń. Trzy razy puttowałem finałowy dołek i na tym straciłem punkty. Bez wątpienia to w  Wielkiej Brytanii miałem zawsze największe szanse na wygranie major. Gdy podchodziłem na pierwszy tee, podczas Open Championship, a pogoda była kiepska, przewaga była po mojej stronie. Dorastałem w Australii, gdzie podczas rozgrywek często wiało, wiedziałem więc jak grać w takich warunkach. Poza tym, postanowiłem sobie, że pogoda nie wpłynie na moją grę, wpłynęła za to na grę innych zawodników.

W ubiegłym roku, w Birkdale, mówiąc dosłownie, przeżywałeś swój miesiąc miodowy. Wcześniej nie grałeś, ani nie ćwiczyłeś zbyt wiele, jednak przez trzy dni grałeś naprawdę bardzo dobrze. Czy można wynieść naukę z faktu, że nie powinno się czegoś pragnąć zbyt mocno?

Bez wątpienia, zachowywanie równowagi w życiu pomaga w byciu lepszym graczem. To pomaga na różne sposoby, na polu i poza nim. Cieszę się i kocham wiele rzeczy poza golfem – Chrissie, moje dzieci, nurkowanie, interesy. Ale myślę, że to Chrissie jest tu najważniejsza. Człowiek gra lepiej, gdy ma uśmiech na twarzy.

Który moment z zawodów w Birkdale pamiętasz najlepiej?

To, że Chrissie była tam ze mną. Nie dbam, co mówią inni. Chrissie jest najświetniejszym sportowcem w historii. Każdy, kto wygrał 90 procent meczy, w których ona zwyciężyła, jest prawdziwym sportowcem, ale nikt w jakiejkolwiek dyscyplinie nawet nie zbliżył się do jej rekordu. Zawsze chciałem, żeby poznała Wimbledon i spodobał jej się. Żal mi tylko, że nigdy nie będę mógł jej zobaczyć na Centre Court, ale cieszę się, że mogłem jej pokazać mój świat.

Czego nauczyłeś się od Chrissie o współzawodnictwie?

W zasadzie niczego, czego już bym nie wiedział, ale dzięki niej jestem lepszym golfistą. Niewielu ludzi wie, jak to jest, kiedy przez długi czas było się Numerem Jeden, jak Chrissie i ja. Są setki Numerów Dwa, tysiące Numerów Trzy i Cztery, ale Numer Jeden jest tylko jeden. Jak można dzielić to z kimś, kto tego nigdy nie doświadczył? Ja i Chrissie mówimy sobie: „Wspaniale byłoby cię mieć koło siebie, gdy gram”.  Bylibyśmy dla siebie dobrzy, ponieważ potrafiliśmy sobie pomóc wiele razy z dala od pola golfowego czy kortu i to ma znaczenie, kiedy się gra.

Czy wygrałbyś więcej niż dwa majors, gdybyś spotkał ją wcześniej?


[Dłuższa przerwa] Uważam, że wygrałbym więcej. Ona rozumie, czego ten sport wymaga.  Czy zmieniłbym styl mojej gry? Być może. Może przejąłbym pewne strategie, zainspirowany jej grą. A ona mówi: „Mogłabym być bardziej agresywna, grać bardziej jak ty”.

W Birkdale była przy tobie Chrissie, ale nie tylko ona. Również twoi koledzy golfiści kibicowali ci.

Wyobraź sobie: Greg Norman – Mister Popularności. Nie zawsze tak było. Kiedy przyjechałem tu na początku lat 80, byłem międzynarodowym graczem, który wszedł do jaskini lwa. A potem znalazłem się na szczycie, jako Numer Jeden. Nie inaczej jest dziś. Zawodnicy nie podchodzą do Tygrysa i nie mówią: „Powodzenia, a teraz idź tam i spierz nam tyłki!”. Ale tak, w Birkdale to mnie zaskoczyło.

Więc, czy ty i Nick Faldo wymieniliście uściski?

Cóż, uważam, że to byłoby za dużo, ale człowiek uspokaja się z biegiem lat, zaczyna życzyć ludziom dobrze i wyzbywa się złych emocji.

Opowiedz historię profesjonalnego gracza, który kazał ci wracać do domu, kiedy zacząłeś grać w Stanach.

Graliśmy właśnie w Atlancie, to były wczesne lata 80’te. Na dołku 11 par 5, uderzyłem mocno driverem. Złamałem go na pół. On mówi: „Dlaczego nie wracasz do Australii? Nie jesteś na tyle dobry, żeby grać tutaj.” Pomyślałem: „Co to, do diabła, za komentarz?” Mogłem zabrać cię dokładnie w miejsce, gdzie to się stało. Zawsze patrzyłem złym okiem na nieczystą grę. Wracam do tego, co już mówiłem: Trzeba samemu wierzyć w siebie, ponieważ w życiu spotyka się niewielu ludzi, którzy w ciebie uwierzą. A niektórzy spróbują nawet podciąć ci skrzydła.

Nigdy nie wymieniłeś tego gracza z imienia.

 Nie. I nie zamierzam. Przechodzimy obok siebie i po prostu mówię mu „Cześć”.

A czy jest on obecny tutaj w tym tygodniu (na turnieju Liberty Mutual Legends na polu Savannah, Georgia)?

Tak.

Jeśli to Tom Watson, kaszlnij raz.


[Śmiech] Niezła próba.

Dużo mówi się o twoim wieku, ale potrafisz posłać piłkę dalej, niż gdy byłeś młody, czy tak?


Dzięki obecnemu sprzętowi, mogę uzyskać odległość 315, 320 jardów. Posyłam piłkę na odległość 295 jardów, w porównaniu do 280 w przeszłości. Używałem persymonowego drivera i posyłałem na 300 jardów piłkę ze starej edycji turniejowej, która zwykle za bardzo podkręcała się w locie.

Gdybyś mógł zabrać ze sobą swoje ulepszone kije, cofnąć się w czasie i zagrać z sobą samym swingującym swoim persymonem, kto by wygrał – Stary Greg czy Młody Greg?


[Śmiech] Cóż, Stary Greg uderzyłby dalej niż Młody, bez wątpienia. Potrafiłem wtedy posłać piłkę na ponad 300 jardów, ale musiałem walnąć w nią naprawdę mocno ze sprzętem, który miałem. Więc Stary Greg uderza dalej, ale Młody zdobywał więcej punktów, i moje samopoczucie i pewność w wykonywaniu uderzeń byłaby lepsza, gdybym był młody. Ale powiem ci, że gdybym popracował przez 4 miesiące nad krótką grą i zdobywaniem punktów, Stary Greg dałby Młodemu porządną lekcję.

Gdybyś na powrót stał się młody, kto uderzałby dalej – ty czy Tiger?


Porównaj tylko prędkości naszych zamachów. 24-letni Greg, używający dostępnych dzisiaj kijów, bez trudu posłałby piłkę na 340, 350 jardów. Powiedziałbym, że średnia Młodego Grega to 350 jardów tee-off. W 1977, prędkość główki mojego kija wynosiła 59 [m/s], czyli dzisiaj uzyskałbym odległość 340 jardów. Porównaj prędkości główki przy naszych zamachach i masz wynik. Ja miałem ok. 59 [m/s]. On ma prawdopodobnie ok. 58 [m/s]. Jeśli piłka nie zwędrowałaby na 320, 330 jardów, byłbym zawiedziony.

Bubba Watson na dzień dzisiejszy (14 maja) prowadzi w drivingu, z długością 313 jardów. Twierdzisz, że mógłbyś być lepszy od niego? Byłbyś Numerem Jeden w drivingu?

To wszystko jest bardzo względne. Wówczas miałem najlepsze wyniki. Teraz też bym miał. Byłbym na szczycie.

Obecnie, jesteś raczej biznesmanem niż golfistą. Great White Shark Enterprises zajmuje się projektowaniem, winami, nieruchomościami i modą. Czy wielki kryzys dotknął cię w jakiś sposób?


Kryzys dotknął wszystkich. Na twarzach ludzi widać wiele bólu. Ale to jak radzisz sobie z tą sytuacją pokazuje, jak radzisz sobie z każdą przeciwnością losu – albo użalasz się nad sobą, albo główkujesz, jak sobie z tym poradzić. Musisz przewidywać wypadki, nim się wydarzą. Dla mnie szklanka jest zawsze do połowy pełna. W ciężkich czasach gorsi ludzie odpadają z gry, a gdy trudności masz za sobą, dostrzegasz, że najlepsi zostali obok ciebie.

Musi cię chyba denerwować w ludziach – w bankierach, pośrednikach kredytowych – że oni spychają nas w przepaść.

Co najbardziej mnie denerwuje to sposób, w jaki te banki i przedsiębiorstwa przejmują się nawzajem po 30, 40 razy.  Gdybym kierował GWSE w ten sposób, dawno byłbym skończony. Ludziom odebrano marzenia, stracili na programie emerytalnym 401(k). Niekompetencja nie miała tu nic do rzeczy. To była zwykła chciwość – strona polegała na złych kredytach, na szybkim obrocie nieruchomościami w celu wzbogacenia się na ich sprzedaży. I to odbiło się na każdym podatniku. Dlaczego? Ponieważ strony zapomniały, o co naprawdę chodzi w biznesie. Tu nie ma mowy o pogoni za pieniądzem. Trzeba zapewnić zrównoważony wzrost cen akcji swoim udziałowcom. Oni polegali na błędnych wskaźnikach i wiedzieli o tym. Nie jestem żadnym wybitnym absolwentem Harwardzkiej Szkoły Biznesu, ale znam swój biznes, a oni przegrali. Straszny wstyd.

Udało ci się osiągnąć sukces i w golfie i w biznesie. Czy te dwie dziedziny mają coś wspólnego?


W obu trzeba być pracowitym. Kluczem jest, żeby działać z wyprzedzeniem, a nie reagować na wypadki – to prowadzi do sukcesu.

Dokończ zdanie: „Jedyną rzeczą, którą wiem na pewno jest...”

Kiedy coś się człowiekowi udaje, ludzi to wkurza. Trzeba więc być wytrwałym. Nie należy mówić jednego, podczas gdy robi się drugie. Nie należy udawać kogoś, kimś się nie jest. To zaprocentuje. Ile razy widziałeś polityka, który po objęciu urzędu, okazywał się być inny? Jak dotąd prezydent Obama pozostaje wierny temu, co zapowiedział. Jeśli utrzyma taki kurs, osiągnie sukces. Jeśli jesteś Numerem Jeden zawsze będziesz poddawany próbom. Ale nauczyłem się, że jeśli uda ci się wkurzyć paru ludzi, wtedy robisz coś dobrego.


 

tłum. Izabela Żurawska

źródło: GolfMagazine

Author Profile: Ewelina Murzicz

This author has published 655 articles so far. More info about the author is coming soon.
Laureat
Golf Fee Card
Logowanie