Paul Casey: Amerykanie nie są głupi

ImageW czasie, gdy Casey ubiega się o miejsce w drużynie na trzecim występie w Ryder Cup, rozmawiamy o chudych łydkach Tigera Woodsa (to dopiero temat), drugim życiu Jima Furyka, w którym jest gwiazdą rapu, oraz o roku spędzonym w tabloidowym piekle. Przy tym ostatnim Casey ma niewyraźną minę.

Paula Caseya, lat 31, wyróżnia wywiad z 2004 roku, na początku którego wygłosił niepochlebną uwagę o Amerykanach: „ogromna większość z nich po prostu nie wie, co jest grane”. Komentarz ten został niefortunnie poszatkowany i przerobiony przez szukającego sensacji autora nagłówków: „– Amerykanie są głupi. Nie cierpię ich – mówi gwiazda Ryder Cup, Paul Casey”.

Wydaje się, że to już dawno i nieprawda, ale wystarczy wspomnieć o Ianie Poulterze i cytowaniu drażliwych wypowiedzi, i wspomnienia wracają.

W czasie, gdy Casey ubiega się o miejsce w drużynie na trzecim występie w Ryder Cup, rozmawiamy o chudych łydkach Tigera Woodsa (to dopiero temat), drugim życiu Jima Furyka, w którym jest gwiazdą rapu, oraz o roku spędzonym w tabloidowym piekle. Przy tym ostatnim Casey ma niewyraźną minę.

Porozmawiajmy o Ryder Cup. Gdybyś mógł mieć w drużynie któregoś z Amerykanów…

Tiger.

… nie tyle jeśli chodzi o umiejętności, ale o budowanie ducha drużyny i zabawę pod koniec dnia.

Ostatnim razem bardzo rozbawił mnie [Jim] Furyk. W niedzielę, po skończeniu gry w K Clubie, poszliśmy do pokoju należącego do drużyny amerykańskiej, gdzie zastaliśmy ich w różnych stanach upojenia, śpiewających karaoke i grających w ping ponga. [Tom] Lehman, z tego co widziałem, był duszą towarzystwa i dbał o samopoczucie drużyny, a każdy gracz miał za zadanie zaśpiewać w ciągu tygodnia przynajmniej jedną piosenkę.

Vaughnowi [Taylorowi] nie spodoba się, że o tym mówię, ale był tak nieśmiały, że miał z tym duże problemy. Jego piosenką, albo raczej kawałkiem, był hit 50 Centa, ten pierwszy, który każdy pamięta. Tom próbował rozkręcić Vaughna, ale on tylko stał z mikrofonem i nie za bardzo mu wychodziło. Wtedy Jim przejął inicjatywę i bez zająknięcia, perfekcyjnie, wyrapował cały kawałek.

Nie jestem pewien, czy Jim lubi rapować, ale z pewnością to potrafi.

To nietypowa umiejętność u golfisty.

Tak. Tak czy owak, wybrałbym Tigera, bo jego obecność w drużynie ogromnie podnosi morale. Jeśli jednak mam wybrać kogoś innego, jest to Furyk.

Kto w drużynie europejskiej potrafi wypić najwięcej szampana?

Na pewno nie ja. Dla mnie zabawa skończyła się krótko po północy, a to ze względu na adrenalinę towarzyszącą turniejowi – gdy dobiegł końca, byłem wykończony.

Nikt chyba nie zauważył, że podczas gdy cała drużyna z entuzjazmem polewała się szampanem na balkonie, Monty był gdzieś indziej. On potrzebuje chwili dla siebie. Rozumiem to.

Powiedziałeś, że najlepsze dwa tygodnie twojej kariery były wtedy, gdy pokonałeś Shauna Micheela podczas turnieju HSBC World Match Play w roku 2006, a następnie byłeś niepokonany w Ryder Cup, zaliczając po drodze dołek za jednym uderzeniem. Co mogłoby przebić te osiągnięcia?

Wygrana w jednym z turniejów zaliczanych do Wielkiego Szlema, nie uważasz?

Czy bycie członkiem zwycięskiej drużyny w Ryder Cup przyrównałbyś do takiej wygranej?

Nie potrafię porównać tych dwóch przeżyć, bo nigdy nie wygrałem jednego z czterech wielkich turniejów. Za to wygrana w grze zespołowej na pewno przynosi mnóstwo satysfakcji.

Wolisz pogrążać drużynę amerykańską w Europie, czy w Stanach? Jak dotąd dokonałeś tego na obu kontynentach.

Niezależnie gdzie się jest, szczęście musi dopisać, żeby ich pokonać.

To bardzo poprawna politycznie odpowiedź.

Nie sądzę, że łatwiej wygrać na swoim gruncie. A czy zadowolenie ze zwycięstwa jest większe, gdy osiągnie się je po drugiej stronie Atlantyku? Nie. Zwykle czuje się po prostu ulgę, że już po wszystkim.

Czy chciałbyś, żeby w Ryder Cup była silniejsza konkurencja? Martwisz się, że fani w Stanach Zjednoczonych mogą stracić zainteresowanie turniejem?

W Ryder Cup jest konkurencja. Czy po wcześniejszej przegranej drużyna amerykańska była zdołowana podczas gry na polu w Brookline? Zdawało nam się, jakbyśmy ich nigdy nie pokonali w K Clubie.

Czy któryś z twoich kapitanów zrobił lub powiedział kiedyś coś, co wywarło na tobie wrażenie?

[Bernhard] Langer bardzo mi pomagał podczas mojego pierwszego Ryder Cup w 2004 roku. Pierwszego dnia nie wystawił żadnego nowicjusza oprócz Luke’a Donalda, ale zadbał o to, żebyśmy zjawili się przy tee rozpoczynającym turniej i poczuli atmosferę, gdy zawodnicy zaczęli oddawać pierwsze uderzenia. Chciał, żebyśmy wiedzieli, z czym to się je. Powiedział nam, że powinniśmy trzymać się swojej gry, bo przecież nie bez powodu znaleźliśmy się w drużynie Europy – bardzo nas tym podbudował. Krótko rzecz biorąc, pozwolił nam grać. Nie przesadzał z rolą kapitana ani nie dawał nam niestworzonych rad.

Ian Poulter spotkał się z dezaprobatą po tym, jak rzekomo powiedział, że gdy osiągnie swój potencjał, to „będzie tylko on i Tiger”. Poulter twierdzi, że przeinaczono jego słowa. Co ty na to?

Z doświadczenia wiem, że błędne cytowanie nie jest czymś rzadkim. Ale moich słów nie przeinaczono – mnie zabito za pomocą nagłówka.

Gdzie leży sedno tego nieporozumienia? Dlaczego media i fani zostali wprowadzeni w tak ogromny błąd?

Wszystko zaczęło się pod koniec roku 2004. Z dzisiejszej perspektywy wiem, że powiedziałem parę rzeczy, których nie powinienem był mówić. Ale to nie ten wywiad dla Sunday Times mi zaszkodził, tylko nagłówek w Daily Mirror, który włożył w moje usta nie moje słowa.

To jest właśnie przeinaczenie. Słowa takie jak ‘głupi’. Nigdy nie użyłem tego słowa. Nie ma go nigdzie w artykule Paula Forsytha. Bardzo ciężko się z tym pogodzić, bo przecież na nagłówek zerka każdy, nie czytając treści poniżej – a w nagłówku było coś, czego nie powiedziałem. Sprawiło mi to dużo bólu, gdyż wszystkie konsekwencje tego wypaczenia i wnioski, do których doszli ludzie, nie oddawały tego, jaki naprawdę jestem.

Biorąc pod uwagę, że mieszkam w Stanach już 11 lat i sporo przeszedłem, nie muszę już nic udowadniać. Powiem tylko, że najbardziej bolało mnie, gdy ludzie zakładali, że wiedzą co myślę albo jaki jestem, bo przeczytali coś o mnie w gazecie.

Jeśli chodzi o graczy i ogólnie świat golfa, nie miałem z nimi tego problemu. Ludzie związani z golfem dużo wiedzą, zarówno na temat samych rozgrywek, jak i w kwestiach dotyczących poszczególnych zawodników. Moje przeinaczone słowa jednak ciągle powracały, a media na okrągło je maglowały i nie pozwalały, by temat umarł. Bardzo mi to dopiekło.

Tom Lehman powiedział mi, że nikt go nigdy tak szczerze nie przeprosił jak ty.

To bardzo miłe. Pamiętam tę rozmowę, ale nie przypominam sobie dokładnie, jak ująłem swoje przeprosiny. W każdym razie, większość ludzi wśród których się obracam wie, jak to jest być w mojej sytuacji i są dla mnie wyrozumiali. Wydaje mi się, że praktycznie każdemu w którymś momencie zdarzyło się powiedzieć coś, co później przekręcono albo opacznie zrozumiano. Dla tych, o których mówią media, jest to oczywiste. Gdy przechodziłem obok szafek innych graczy, wielu z nich pytało mnie, o co tak naprawdę chodziło i co powiedziałem, bo nie czytali o tym w gazetach. Gdy już opowiedziałem, co się stało, ich reakcją było, „O, cholera”.

Nagle zdałem sobie sprawę, że panuje między nami rodzinna atmosfera i ludziom faktycznie zależy. Staramy się oczywiście nawzajem pokonać, ale nie jest tak, jak z igrzyskami, których wyczekuje się przez cztery lata, a konkurencja jest bardzo zaciekła. W golfie jest wystarczająco dużo turniejów, by każdy mógł coś wygrać.

 Kto był dla ciebie szczególnie dobry podczas tych ciężkich chwil?

Przebywałem wtedy głównie w Europie. Monty, Thomas Bjorn, Paul McGinley, [Padraig] Harrington, Michael Campbell.

Pomagali ci się pozbierać?

Tak, dodawali mi odwagi. Thomas też miał kiedyś problemy z grą, podobnie jak Michael Campbell. Gdy kiepsko grałem, dzielili się ze mną swoimi doświadczeniami z gorszego okresu. Wiedzieli, co powiedzieć.

Czy do spadku formy doprowadził właśnie ów epizod z przeinaczeniem twoich słów? Czy można powiedzieć, że była to zwykła kwestia przyczyny i skutku, i że jedna rzecz pociągnęła za sobą drugą?

Tak.

Czyli pozbawiono cię roku albo dwóch lat kariery.

Było minęło. Gdybym był – może nie twardszy, ale gdybym po prostu nie brał wszystkiego do siebie tak, jak to mam w zwyczaju, to ta sytuacja nie miałaby na mnie żadnego wpływu. Ale taki już jestem. Gdyby prawdą było, że nie cierpię Amerykanów i że są głupi, to niczym bym się nie przejął. To najlepszy przykład, że liczyłem się z ich zdaniem – przypomnij sobie tylko, jak nie kleiła mi się gra. Zależało mi. Byłem sobą.

Jako młody chłopak miałeś perspektywy, by stać się zawodowym tenisistą. Co sprawiło, że zmieniłeś dyscyplinę?

Dorastałem w hrabstwie Surrey, a nieopodal było pole golfowe o nazwie Foxhills. Tam zdobyłem swoje pierwsze członkowstwo.

Gdy miałem 10 lat, starałem się o stypendium tenisowe, ale mi się nie udało. Byłem zawiedziony, lecz potem dowiedziałem się, że można też ubiegać się o stypendium golfowe. Tak skończyła się moja kariera w tenisie. Mam dobry forehand, ale mój backhand jest do niczego. Serwuję też nie za dobrze.

Ze względu na podobną przeszłość – obaj byliście gwiazdami rozgrywek Pac-10 i współpracujecie z Nike – porównuje się ciebie czasem do Tigera Woodsa. Jak byś to skomentował?

To duży komplement. A co mówią? [śmiech] Mam większe przedramiona niż on.

Dla fanatyka ćwiczeń takiego jak Tiger takie słowa to zaczepka.

To może posiłujemy się na rękę. Tiger ma małe mięśnie łydek. Widziałeś je kiedyś? [śmiech] A tak serio, jest autorytetem, do którego można się we wszystkim porównywać, łącznie z formą. Mówiono mi, że pobiłem jego rekord w rozgrywkach Pac-10, czy coś w tym stylu, ale to nic nie znaczy w PGA Tour.

Szybko się o tym przekonałem. Porównaj sobie tylko nasze osiągnięcia. Stawianie nas na jednym poziomie to żart.

Czego się nauczyłeś obserwując jego grę?

Że nie mam takiej kontroli wymachu kijem 3 wood jak on, co udowodnił w Auguście w poprzednim roku. Graliśmy razem, a towarzyszył nam Badds (Aaron Baddeley). Byliśmy przy trzynastym tee i w momencie, gdy Tiger robił wymach, dwa ptaki, chyba wróble, przeleciały nad nami, a ich cień przesunął się po piłeczce. Tiger zatrzymał cały ruch. Musiały go zaboleć nadgarstki i plecy.

Powiedziałem mu, że to jedna z najbardziej imponujących rzeczy, jakiej dokonał przy mnie na polu. A to z dwóch powodów: po pierwsze – siła, z którą zatrzymał pędzący z impetem kij, była niesamowita. Po drugie, jego świadomość tego, co robi podczas uderzenia i wszystkich okoliczności – miał czas, żeby pomyśleć, że cień go rozproszył i zdecydować, że zatrzyma wymach. Wszystko to odbyło się w ułamku sekundy.

Pracujesz z Donem Greenem, psychologiem sportowym, który pomagał kiedyś Gregowi Louganisowi, wybitnemu  olimpijskiemu skoczkowi do wody. Jak się poznaliście?

Przez [Petera] Kostisa, gdy w 2005 roku przechodziłem kryzys. Pojechałem zobaczyć się z Donem do Nowego Jorku, gdzie uczył w Juilliard School, doradzając przyszłym muzykom, co pomoże im w występach. Czytaliśmy książki i bawiliśmy się uderzaniem pustych piłek golfowych na jego dachu na Manhattanie.

Piłki spadały wam na dół?

Nie, nie dolatywały tak daleko. Jego dach to duży, płaski taras. Pracowaliśmy nad tym, co się dzieje przed uderzeniem i nad wizualizacją. Don dawał mi książkę do przeczytania, szedłem do Central Parku, a potem wracałem i dyskutowaliśmy na jej temat. Przeczytałem więcej odkąd się poznaliśmy, niż podczas studiów.

Powiedziałeś ostatnio, że czujesz, że goni cię czas, bo masz 30 lat i włosy zaczynają ci się robić szpakowate. Czy sprawa jest aż tak poważna?

Ciężko powiedzieć. Przynajmniej nie łysieję na czubku głowy. Mógłbym pofarbować włosy, ale jaki w tym sens?

Wygrałeś osiem turniejów w European Tour. Czy jesteś tam, gdzie chciałeś być, gdy myślałeś o sobie w wieku lat 30?

Nie chcę spocząć na laurach. Grałem w paru Ryder Cup, parę razy wygrałem, w porządku. Ale uważam, że niczego tak naprawdę jeszcze nie dokonałem.

 

Cameron Morfit

tłum. Patryk Struzik

 

Author Profile: Ewelina Murzicz

This author has published 655 articles so far. More info about the author is coming soon.
Laureat
Golf Fee Card
Logowanie